19

sty

2017

Nintendo i światełko na końcu tunelu

Jaka była niedawna konferencja Nintendo Switch, każdy widzi. No przynajmniej każdy, kto znalazł trochę czasu, żeby ją obejrzeć. Nie była jakąś wielką katastrofą, nie była też specjalnie spektakularna, choć była na wskroś japońska, z japońską, praktycznie martwą publicznością, która zdawała się, że nawet połową oddechu nie zareagowała na to co działo się na scenie. Wiemy nieco więcej o tym, czego możemy spodziewać się po nowej konsoli Nintendo. Większość z tego co pokazano, potwierdza moje obawy co do Switcha, o których wspominałem już nie raz (TU i TU). To co jest największym plusem tej konsoli, jest też największym jej minusem. Jest to urządzenie hybrydowe, które ma być zarówno handheldem, jak i konsolą stacjonarną w jednym. Dla wielu jest to wielka zaletą, bo pozwala to na granie zarówno w drodze, jak i na większym ekranie, w domu. Jest to też wielki problem dla Nintendo, bo jego konkurencję stanowi zarówno PS4 i Xbox One, jak i telefony komórkowe. W dodatku Japończycy nie uśmiercają jeszcze 3DSa i reklamują swoją konsolę jako urządzenie domowe, które ewentualnie można wynieść w dzicz. To z kolei oznacza, że konkurują także sami ze sobą. Switch nie będzie miał więc łatwego życia, bo jako konsola stacjonarna jest zdecydowanie za słaby, w stosunku do konkurencji, a dystans ten będzie się jeszcze powiększał, zważywszy na niedawną premierę PS4 Pro i Xbox One Scorpio.

Rozumiem decyzje jakie podjęło Nintendo, bo wiążą się one z sytuacją na rynku Japońskim, gdzie konsole stacjonarne się nie sprzedają. Handheldy z kolei radzą sobie świetnie i co ciekawe, w Kraju Kwitnącej Wiśni, Vita wyprzeda 3DSa pod względem ilości sprzedanych egzemplarzy. O ile reszta świata przerzuciła się albo na komórki, albo została przy potężniejszych, stacjonarnych maszynach, w ojczyźnie Nintendo wszystko stoi na głowie. Choć gry na telefony są popularne, to nie stoją one w konkurencji do konsol przenośnych. Konkurencją są z kolei konsole stacjonarne. Biorą to pod uwagę łatwo  zrozumieć decyzje ojców Mario, jednak podejrzewam, że myśląc jedynie o rodzimym rynku, kopią oni sobie jednak grób poza Japonią. O ile jeszcze w USA grupa fanów, jest w stanie samą nostalgią utrzymać wstępną sprzedaż Switcha na pewnym minimalnym poziomie, to w reszcie terytoriów szykuje się wielka klapa. Mam ponadto wrażenie, że nawet w Ameryce, kiedy  przejdzie wstępny hype i użytkownicy zorientują się, że nie ma w co grać, na tym systemie, to sprzedaż spadnie na łeb na szyję. Wątpię też, by stara sztuczka z dalszym napędzaniem zapotrzebowania i  zainteresowania konsolą, poprzez sztuczne zaniżanie produkcji konsoli, które generuje informację o kompletnym wyprzedaniu urządzenia, raczej tym razem nie zadziała. Po tegorocznych zakupach świątecznych i problemach dostaniem NES Classic Edition, ludzie zaczynają dostrzegać to co robi Nintendo i z czystej przekory mogą całkowicie odpuścić kupno Switcha.

Może i większość z rzeczy, o których piszę, nie miała by znaczenia, gdyby konsola miała już podczas premiery, silną bibliotekę gier, w które można by było pograć. Na konferencji zaprezentowano bardzo mizerną ilość tytułów. Jest to problem, z którym Nintendo nie potrafi sobie poradzić już od czasu Wii i mam wrażenie, że z każdą premiera nowej konsoli jest co raz gorzej. Co prawda, nowe tytuły first party są w drodze i ich premiery zostały rozłożone na resztę roku i nie jest to kompletna pustynia, jaką oferowało Wii U, jednak wydaje mi się, że wciąż jest to mało i brak przede wszystkim gier od innych wydawców. W dodatku może ich kompletnie zabraknąć, bo Switch nie jest wystarczająco silny by udźwignąć gry z konsol konkurencji, bez większych zmian, ze względu na niewystarczającą moc obliczeniową. Tworzy to sytuację, w której by sprzedać nową konsolę potrzeba więcej gier, a więcej gier pojawi się tylko wtedy, kiedy nowa konsola się sprzeda. I choć wielu zapowiedziało, że jakiś tytuł na Switcha wypuści, to już podobne zapewnienie słyszeliśmy wcześniej i nic one nie znaczyły w przypadku WiiU. Stąd liczba 80-ciu  gier, jakie ponoć są w produkcji, z zewnętrznych źródeł, wcale nie robi wielkiego wrażenia, szczególnie, że twórcy spoza samego Nintendo, którzy pokazali się na scenie, nie mieli do pokazania nic poza własną facjatą i ładnymi obietnicami (Suda51 nawet powiedział, że nic jeszcze nie zaczął i nawet nie wie do końca o czym będzie jego gra). Potwierdzono też niewielki rozmiar pamięci wewnętrznej konsoli, która dysponuje jedynie 32GB miejsca na dysku. Co prawda, można ją rozszerzyć za pomocą kart pamięci, te jednak są wolniejsze nawet od standardowych dysków twardych, znajdujących się w większości PCtów i zużywają się od nich nieporównywalnie szybciej. To z kolei pozwala mi wierzyć, że Nintendo dalej nie rozumie jak działa pobieranie gier z sieci i ich infrastruktura dalej nie będzie na nawet akceptowalnym poziomie, a dodatkowo trzeba będzie za nią płacić i kroki takie zostały podjęte tylko dlatego, że konkurencja również oferuje płatne usługi. Dodatkowo, oferta darmowych gier, jakie miałyby pojawić się w abonamencie, też nie wygląda specjalnie interesująco i jeśli będą to faktycznie tylko pojedynczy tytuł z NES i SNES, który w dodatku znikają po miesiącu, to jest to kpina z fanów.

Mam jednak wrażenie, że Nintendo nie odkryło jeszcze wszystkich kart. To sugeruje poniższy wywiad, w którym widać, że firma jest świadoma problemów, jakim musi sprostać.

Mowa w nim między innymi o tym, że w produkcji jest faktycznie jeszcze sporo gier, które mają się pojawić na Switchu. Jeśli uda się je pokazać do czasu premiery, to może okazać się, że wady konsoli przekuje się w jej zalety. W końcu gry, dostępne jedynie na danej platformie, stanowią najważniejszy element, który sprzedaje platformę. Wtedy, wyjątkowa architektura, która wspiera produkcje przystosowane do tego systemu,  które mogą pojawić się tylko na nim, staną się podstawą do kupna konsoli dla wielu. Należy mieć nadzieję, że Nintendo będzie w stanie przekuć problemy przed jakimi staje na stopnie, po których wespnie się z powrotem na szczyt. To, że są świadomi problemów, oznacza, że mogą skorygować jeszcze swoje plany do czasu premiery urządzenia. O ile nie wiele zmieni się w przypadku samego hardware’u (no może poza późniejszymi modelami z większą ilością pamięci wewnętrznej, bo to akurat zmienić mogą), to wiele jeszcze można zrobić od strony softwarowej. Zapowiedź nowych tytułów, zmiany w usługach online, które płatne będą dopiero od jesieni, na tym polu jest sporo miejsca do manewru. Jeśli tylko Nintendo będzie odrobinę mniej japońskie i uparte, wiele się jeszcze może zdarzyć.